Archiwum 26 kwietnia 2004


kwi 26 2004 notka
Komentarze: 0

ok pierdole.. pisze po raz 2... a wiec.. nie pisalam.. fakt.. pale.. nadal.. nie rzucilam jeszcze bo... poprostu nie czuje sie na silach.. pije.. jasne... dlaczego? bo lubie.. i tyle... hm... nie pamietam co pisalam w poprzedniej notce bo sie pizda skasowala... brakuje mi przyjazni... pamietam chwile z zadziem.. przemkiem.. robertem.. szczegolnie on zapadl mi w pamiec... znam go juz dlugo.. nie tak dlugo jak zadzia ale ..hm.. nie wiem... byly wzloty i upadki ale zawsze trzymalismy sie razem.. przynajmniej tak mi sie wydawalo... mam zjebane zycie... dlaczego? nie wiem.. wszystko mnie wkurwia... siedze i przypominam sobie jak bylo kiedys... kiedys kiedy liczyly sie tylko dobe oceny i list pochwalny na koniec SP... zawsze byly wazne tylko wyniki a nie droga do nich.. nie wazne bylo jak sie ucze i co robie.... wazne bylo tlyko to, zeby zdobywacdobre oceny... nie wazne bylo co czuje tylko to czy mam zakodowane w tej pierdolonej glowie to co jebali w kolko starzy.. ucz sie... szanuj nauczycieli i innych.. chuj... brednie... nie wazne bylo to ze popadalam w nerwice... nie wazne bylo to, ze mialam plukanie zoladka, rany na ciele i proby ucieczki z domu.. wszystko konczylo sie tak samo... zawsze to samo kazanie... prawienie pieknych moralow z bajek i znowu powrot do szarej rzeczywistosci... znowu jebanie w kolko ucz sie i szanuj nauczycieli.. a tak naprawde nie moglam liczyc na nikogo... nawet pierdolona pierwsz miesiaczka sprawila ze wpadlam w szal... dzwoniac do matki i tlumaczac jej wszystko uslyszalam tlyko "pogadamy jak wroce" i dup sluchawka... chuj... zamiast matki pomogla mi starsza kolezanka... moj stary tez nie byl lepszy... kiedy uslyszal ze jego corka dorasta burknal tylko "nareszcie"... myslalam ze mnie pojebie ale zylam nadzieja, ze w innych domach jest tak samo... ale przyszlo gimnazjum.. nowe zycie i nowy swiat dla dzieciaka jakim bylam.. nowi znajomi pokazali ze tutaj moge sie "odrodzic" i wejsc w nowy okres mojego zycia... rzucilam ciecie sie i lykanie tabletek nasennych... postanowilam wziac sie za siebie... nowe ciuchy.. fryzura... nowa ja... chcialam pokazac ze jedyna rzecza jaka matka zrobila dobrze bylo wychowanie mnie tak, ze potrafilam dac sobie rade... i tlyko to jej sie w pelni udalo... w szkole zyskalam szacunek... moge powiedziec z reka na sercu (o ile je jeszcze mam) ze zasluzylam na takie traktowanie jakie mam teraz... i nie doszlam do tego po laniu kazdego po mordzie bo tak nie jest (no z malymi wyjatkami).. poprostu pokazalam ze jestem wiele warta i zaden gnojek nie bedzie mna szargal... fakt.. sypia sie paly i piatki.. stara wie tylko o piatkach.. oczywiste... stary sie mna nie interesuje.. poszedl do tej dziwki i siedzi z nia... i chuj im w dupe... nie zalezy mi na tym zeby miec normalna rodzine i kochajacego chlopaka... bo wiem ze milosc to chemia... wystarczy sobie wmowic uczucie i juz kocham jakiegos natreta z wrzodami na dupie... trzeba tylko pogodzic sie z prawdziwa twarza ludzkiego swiata... chodze z podniesiaona glowa i nie istnieje na tym swiecie osoba przed ktora glowy ochyle... bo szacunek polega na poszanowaniu godnosci innych a nie ponizania i wykladania ich przed stopami... dlatego ja... widze w sobie dziewczyne i osobe ktora da sobie kiedys rade w zyciu... mimo, ze nie widze swego odbicia w matce ktora twierdzi ze jestem taka sama nie chce byc jej kopia... bo wiem ze moja indywidualnosc daje mi poczucie bezpieczenstwa i ufnosci do samej siebie... i tak naprawde chuj mnie obchodzi kto co o mne mysli... niektorzy mysla ze jestem pojebana bo nie marze o chlopaku ktory bedzie mnie kochal... a to powiedzial z enie marze? ja w to nie wierze... a jezeli ktos taki sie znajdzie to wiem , ze bede w stanie uszanowac jego uczucie i dac sobie rade nawet z ta pierdolona mloscia... bo znam swoja wartosc i wiem ze nikt ani nic ponizac mnie nie bedzie...

mroczne-mysli : :